Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamiętają i czekają na jej muzeum

MM
Dariusz Gdesz
Od śmierci Violetty Villas minęło sześć lat. Jej dom stoi opuszczony, choć w planach jest stworzenie tam muzeum. Wielu mieszkańców Lewina wciąż jednak pamięta o diwie. We wtorek odbył się w Lewinie Kłodzkim koncert poświęcony twórczości Violetty Villas. Największe przeboje gwiazdy zaśpiewali młodzi artyści.

- Tu nikt o niej nie zapomina. Choć jak tu mieszkała, różnie bywało. To była samotna i zagubiona osoba. Ale tego, że była wielką gwiazdą, może nawet największą jaką polska muzyka miała, nikt nie kwestionuje - mówią mieszkańcy. I pytają, dla kogo innego śpiewał Frank Sinatra, a stroje projektował sam Christian Dior.

Wszyscy też czekają aż posiadłość na skraju miasteczka, gdzie spędziła ostatnie lata swojego życia, zostanie zagospodarowana. - Pani Villas powinna mieć muzeum i powinna mieć je u nas w Lewinie - dodają.

Są na to duże szanse. Pół roku temu syn Villas sądownie odzyskał dom i pamiątki po mamie. Sąd uznał, że należą się jemu, a nie opiekunce diwy (skazanej za nieudzielenie pomocy artystce w okresie poprzedzającym jej śmierć i znęcanie się nad gwiazdą). Krzysztof Gospodarek zamierza otworzyć w posiadłości muzeum z pamiątkami po mamie. To jednak kwestia kilku lat, bo jak przyznaje sam Gospodarek wiąże się to z dużymi kosztami.

Gwiazda urodziła się w Belgii, rok przed II wojną światową w rodzinie Cieślaków - polskich górników. Po wojnie, całą rodziną (z dwoma braćmi i siostrą), zamieszkają w Lewinie Kłodzkim. Ojciec pracuje jako pogranicznik, potem - na kolei. Z zamiłowania muzyk samouk, gra w kolejowej orkiestrze. Pasją próbuje zarazić dzieci. Violetta gra na skrzypcach i marzy o karierze, ale ojciec w wieku 17 lat wydaje ją za mąż. Rodzi mu syna Krzysztofa, ale nie odnajduje się w roli gospodyni domowej. Ucieka od męża. Zabiera synka i wyjeżdża na drugi koniec Polski. Najpierw trafia do szkoły muzycznej w Szczecinie, potem we Wrocławiu, w końcu w Warszawie. Jej głosem zachwyca się Władysław Szpilman, kompozytor, pianista. Pisze dla niej piosenki, które łapią za serca. Jej kariera nabiera zawrotnego tempa. Sukcesy na festiwalach w Sopocie i Opolu sprawiają, że ludzie ją kochają, a ona dusi się w polskim PRL-u. Wyjeżdża na koncerty do Szwajcarii, Niemiec i Francji. Po Paryżu przychodzi czas na Las Vegas. Z USA wraca do Polski, kiedy dowiaduje się, ze chora jest jej mama. Na powrót nie ma szans. Komunistyczna władze odbierają jej paszport. Dopiero pod koniec lat 80. wróciła tam z warszawskim teatrem Syrena. Amerykańska Polonia powitała ją jak największą gwiazdę.

Po powrocie do Polski zaczęła się równia pochyła. Koncertowała rzadko. Branża przestawała ją traktować poważnie. Nie było pewności, czy wystąpi, mimo kompletu na widowni. Wszystko zależało od jej humorów. A z tymi było różnie. Głośniej było o niej przez chwilę, gdy wystąpiła w duecie z Kazikiem (”Kochaj mnie, a będę twoja”). Pod koniec lat 90. ogłosiła: - Wyprowadzam się Warszawy, wracam do Lewina. I wróciła. Ale zamiast o koncertach słychać było o dziesiątkach psów i kotów, które przygarniała i karmiła. Było ich coraz więcej, a ona nie radziła sobie z sytuacją. Przed świętami Bożego Narodzenia w 2006 roku karetka zabrała ją wycieńczoną do szpitala w Kłodzku, stamtąd do psychiatrycznego w Stroniu Śląskim. Wtedy zlikwidowano schronisko. Przez ostatnie lata żyła w domu bez bieżącej wody, z długami, zapomniana…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klodzko.naszemiasto.pl Nasze Miasto