Poznali się trzy lata temu w Bury, mieście niedaleko Manchesteru. Ona - uchodźca z ogarniętego wojną Sudanu, on - emigrant z Polski. Jak się później okazało, Rebecca przyjechała do Wielkiej Brytanii z córeczką Linni.
O sprawie pisaliśmy już wczesniej: Walczą o dzieci z Wielką Brytanią
Sąd uznał, że kobieta nie może opiekować się dzieckiem. Gdy Rebecca dowiedziała się, że widzi Linni po raz ostatni, wyciągnęła nóż i zagroziła tamtejszym urzędnikom, że się zabije.
Sprawa karna toczyła się wiele miesięcy. W tym czasie Rebecca poznała Marcina. Zaszła w ciążę. I gdy już szykowali się do narodzin Emanuela, kobieta została aresztowana. Na osiem miesięcy trafiła do więzienia oddalonego o 500 km od Bury. Chłopiec przyszedł na świat w więziennym szpitalu i od razu trafił do ośrodka opiekuńczego, mimo że Marcin walczył o syna. - Nie chcieli mnie nawet wpisać do aktu urodzenia - mówi rozgoryczony.
W końcu udało mu się wywalczyć odwiedziny w ośrodku opiekuńczym, a polski konsulat w Manchesterze pomógł wyrobić dziecku dokumenty.
Gdy Rebecca wyszła z więzienia, rozpoczęli walkę o dzieci. Pobrali się. Ale sąd odmawiał im przyznania opieki, choć mieli do tego odpowiednie warunki. Dlatego, gdy Rebecca zaszła w ciążę kolejny raz, postanowili uciec do Polski.
Dobrusia urodziła się w szpitalu w Kłodzku. Problem w tym, że sądowa dokumentacja z Wielkiej Brytanii trafiła za nimi do Polski. Na tej podstawie sąd w Kłodzku wydał decyzję o umieszczeniu dziecka w placówce opiekuńczej.
Na szczęście, po interwencji pracowników Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kłodzku, wstrzymano wykonanie decyzji i zlecono badania w poradni rodzinnej. - Mam nadzieję, że decyzja będzie dla nich pomyślna, bo są dobrymi rodzicami - mówi Joanna Wnuczyńska, szefowa Ośrodka Interwencji Kryzysowej, który objął rodzinę Pobiarzynów pomocą psychologiczną.
- Pomagać im jest niezwykle trudno. Oboje są nieufni i podejrzliwi. I trudno im się dziwić - dodaje Joanna Wnuczyńska.
Podkreśla, że odzyskanie dzieci jest dzisiaj dla Pobiarzynów celem numer jeden. Jak twierdzi, kłodzki PCPR próbował dowiedzieć się, jakie są losy pozostałych dzieci.
- Żadna z brytyjskich instytucji nie chciała nam udzielić takiej informacji - wyjaśnia Joanna Wnuczyńska.
Z prośbą o pomoc Pobiarzynowie pukali do wszelkich możliwych drzwi. Polski konsulat w Manchesterze pomógł niewiele, przed brytyjskim sądem Marcin musiał walczyć sam, bez polskiego tłumacza.
Gdy przyjechali do Polski, szukali pomocy m.in. w Ministerstwie Sprawiedliwości. Bezskutecznie. Zamiast faktycznej pomocy otrzymali listę organizacji samorządowych, które mogą zająć się tą sprawą i pismo z polskiego konsulatu w Manchesterze.
Z dokumentu wynika, że Emanuel według brytyjskiego prawa jest obywatelem tego kraju i tylko tamtejszy sąd może zmienić decyzję dotyczącą opieki nad nim. Podobna jest sytuacja Linni.
Niestety, Pobiarzynowie nie otrzymali informacji, w jaki sposób mogą odzyskać dzieci, kto może im w tym pomóc i jaki jest ich los.
- Chcielibyśmy chociaż wiedzieć, czy żyją, czy zostały adoptowane, czy czują się dobrze - mówią zdesperowani rodzice.
O sprawę Pobiarzynów zapytaliśmy w Ministerstwie Sprawiedliwości, ale wczoraj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?