Jaka jest geneza powstania powieści? Skąd pomysł napisania kryminału?
To nie jest pierwszy kryminał napisany przeze mnie. Poprzednie miały niestety gorszy los. Za komunizmu nie mogłem wydać pod nazwiskiem i ukazał się tylko w odcinkach w „Kurierze Polskim”. Następny „Kampania” w 1992 roku opublikowała firma, która nie miał pieniędzy i nigdy się nie rozszedł. Lubię czytać czasem wieczorem kryminały i oczywiście mam swoich ulubionych autorów. Uważam, że jest jedna z tradycyjnych i bardziej cywilizowanych form rozrywki, a poza tym dla mnie pisanie „Prowincji” stanowiło pewną przyjemność, polegającą na wymyślaniu świata bliskiego rzeczywistemu, ale jednak fikcyjnego. Niewątpliwie zadziałało tu także zmęczenie naszym życiem publicznym i politycznym, a ponieważ od lat publikuję książki na temat filozofii politycznej, to tym bardziej nużą mnie głupstwa, jakie niestety wciąż słyszę. Jest to więc swoista ucieczka w fikcję, przyjemna dla mnie, i mam nadzieję, dla moich czytelników. Istnieje poza tym pokusa porozumienia z tak zwanym „zwyczajnym odbiorcą”, a nie tylko kolegami ze sfery akademicko-intelektualnej.
Książkę "Prowincja" kupisz tutaj
Ile jest Pana w bohaterze?
W bohaterze w rozumieniu psychologicznym nie ma ze mnie nic. Nie utożsamiam się z nim, ani nie wyraża on mojego sposobu widzenia świata. Natomiast dla mnie bardzo ważne było zobaczenie życia na prowincji. Zarówno na wsi, jak i w otaczających mnie miastach i miasteczkach. Nie przypuszczałem, że tak bardzo to wpłynie ma moją postawę wobec świata. I chodzi tu zarówno o dostrzeżenie prawdziwej biedy, jak i o obejrzenie pozytywnych stron prowincji, to znaczy znakomitej współpracy ludzi, którzy, kiedy się przyjaźnią czy dobrze znają, potrafią sobie nawzajem i innym bardzo wiele pomóc. Takiego stopnia życzliwości w Warszawie nie dostrzegałem, raczej coraz większą anonimowość. Oczywiście wykorzystałem częściowo moje akademickie doświadczenia, a historia z plagiatem zawarta w powieści zdarzyła się, w nieco innej postaci, naprawdę.
Już jakiś czas temu przeniósł się Pan na Podlasie. Dlaczego?
Przeniosłem się na Podlasie przede wszystkim przypadkiem. Na progu 1987 roku mieliśmy z żoną dość kłopotów związanych z wyjazdem z dziećmi na wakacje (to były inne czasy) i daliśmy ogłoszenie „Duży dom na wsi pod lasem kupię”. Oferty były przedziwne, ale mimo marcowego błota żona dostrzegła urodę miejsca, w którym mieszkamy. Poza tym dom był spory (potem go rozbudowaliśmy), solidny, wysoki i miał łazienkę. To było nadzwyczajne w tamtych czasach. Po dziesięciu latach przyjazdów wakacyjnych, dzieci zaczęły studia, a my przenieśliśmy się tutaj już na stałe. W tej chwili już innego życia i w innej części kraju sobie nie wyobrażamy. To nie była ucieczka z Warszawy, ale teraz już tylko pod przymusem mieszamy w Warszawie. Cała forma życia uległa zmianie, ale przede wszystkim przyroda, spokój i cisza.
Lubi Pan Podlasie? Jakie są Pana ulubione miejsca?
Bardzo lubię Podlasie, ale proces „polubienia” następował stopniowo. Proszę pamiętać, że na Podlasiu dokonały się również niesłychane cywilizacyjne zmiany. Dla przykładu, niegdyś w promieniu trzydziestu kilometrów nie było miejsca do zjedzenia obiadu, teraz w naszej wsi jest bardzo przyzwoita restauracja. A ulubionych miejsc mam bardzo wiele, więc tylko je wyliczę w przypadkowej kolejności: Supraśl, Wola Uhruska, Siemiatycze i Drohiczyn, Hola i Grabarka, Jabłoń i Jabłeczna, Ortel Królewski i Książęcy, Krynki i okolice. Naturalnie Hajnówka, ale i Kleszczele, Zaborek i Cieleśnica, i tak dalej. Dosyć dobrze się już orientuję, ale ciągle odkrywamy coś nowego. Przy okazji polecam lekturę wyjątkowo kompetentnego kwartalnika „Kraina Bugu”, z którego wiele się i dowiedziałem zaskakujących rzeczy. Czasem decydują drobiazgi, jeden piękny widok, jeden ładny dom, czy pamięć i tradycja. Mam tylko poczucie, że Podlasie ciągle nie doczekało się dobrego opisu historycznego, ale to zadanie dla młodszych historyków, którzy spędzą czas w archiwach, których jest wciąż zaskakująco wiele nie odkrytych w plebaniach, urzędach miejskich i tym podobnych.
W książce porusza Pan bardzo aktualne tematy – nacjonalizm, handel kobietami. Widzi Pan, że te tematy są w jakiś sposób obecne na Podlasiu? A może to temat aktualny w Polsce?
Problemy nacjonalizmu czy marzeń kobiet o lepszym życiu, czy nawet problemy „rasowe” nie są specyficzne dla Podlasia, nie są specyficzne dla Polski lecz dla całego świata zachodniego. Nacjonalizm w obecnej postaci pojawił się niedawno, ale jego podglebie istnieje stale, także w Ameryce. Podobnie każda kelnerka w Los Angeles przyjechała w nadziei, że zrobi karierę filmową, a potem los się potoczył czasem fatalnie. Bardzo łatwo jest używać często normalnych ludzkich uczuć, jak patriotyzm czy chęć awansu społecznego do niecnych celów. I tu jest pewna specyfika Polski w ostatnich dwu latach. Dostrzegamy rozmaite formy grania na złej stronie ludzkiej natury. Próbuję to trochę opisać, ale przecież nie byłoby kryminału bez zła. Zło przyjmuje różne postaci i czasem jego siła oddziaływania się nasila. Próbuję to pokazać, ale w tle, bo przecież to nie jest traktat polityczny.
Jak wygląda Pana praca skoro na co dzień żyje Pan na Podlasiu (w domyśle nie w Warszawie)?
Jeszcze do niedawna jeździłem co tydzień do Warszawy samochodem, teraz coraz częściej, ze względu na korki, pociągiem. Często jestem dwa dni w tygodniu i czasem przyjeżdżam na konferencje i inne wydarzenia tego typu. Jednak nigdy bym tyle nie zrobił, gdybym nie przeniósł się na wieś. Jeżeli ktoś naprawdę umie wykorzystać internet i inne formy elektronicznej lektury, to bardzo wiele można zrobić w domu. W dodatku mam o wiele mniej pokus. W Warszawie można każdego wieczoru gdzieś wyjść, a to koncert, a to spotkanie z przyjaciółmi, a to promocja książki kolegi. Często nie wypada odmówić, na wsi mam pod tym względem święty spokój i nieporównanie więcej czasu. Wreszcie, o czym już wspominałem, rytm życia jest inny. Znacznie bardziej powolny i zarazem bardziej intensywny, bo można się skupić. Nie trzeba ciągle zajmować się czymś innym. A chyba, trzeba by ich spytać, moi studenci na tym nie cierpią. Pracuję tylko, ile każdy profesor, a przez wiele lat byłem dziekanem. Wreszcie do życia na wsi należą zwierzęta, pięć psów i dwa koty, które mają dla siebie dziesięć hektarów zalesiających się nieużytków. Bez nich też życie byłoby inne
Czy Pana przyjaciele i znajomi mogą odnaleźć się na kartach książki?
Nie pisałem zupełnie o konkretnych ludziach, nie wzorowałem się na nikim. A zwłaszcza na przyjaciołach, natomiast niektóre postaci mają cechy zaczerpnięte z kilku osób znajomych z mojego sąsiedztwa czy okolicy. To jednak są tylko pojedyncze cechy, a nie portrety. Może odrobinę udało mi się oddać pewną specyfikę znajomości podlaskich, a mianowicie fakt, że bardzo trudno jest osiągnąć zaufanie innych z mojej okolicy, ale jak się stopniowo uda, to skłonność do pomocy i lojalności jest nadzwyczajna.
Czy myśli Pan, że Podlasie Pana polubiło? Dobrze się Panu tu żyje?
Czuję się na Południowym Podlasiu znakomicie. Można pisać lekkie banały o mieszaninie kultur i religii, o jedzeniu czy o tradycjach lokalnych. Dla mnie jednak najważniejsze jest poczucie, że istnieje ta „moja” cześć Polski, w której nie ma potrzeby rozmawiać o polityce, w której de facto władza w Warszawie nikogo nie obchodzi. Może w demokracji tak być nie powinno, ale jaką my mamy demokrację? W związku z tą siłą „tutejszości” coraz częściej myślę, że świat wyglądałby inaczej, gdyby nie było państw narodowych, tylko takie, silne wewnętrznie wspólnoty lokalne. Bardzo chętnie wówczas byłbym obywatelem Podlasia.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?